To jeden z moich ulubionych kawałków Beatlesów, a tego dnia cały czas grał mi w uszach -wszystko było jakby 'wyśpiewane'... wstałam z ogromnym poczuciem szczęścia, tak po prostu bez powodu -wtedy jest najlepiej bo nie skupiasz się na źródle, ale na samym poczuciu, na sednie sprawy.. na tym jak cię przenika wypełniając każdą najdrobniejszą komórkę twojego ciała, aż chce ci się śpiewać, uśmiechać, oddychać najgłębiej jak potrafisz... tak czy inaczej postanowiłam to wykorzystać, dlatego złapałam za aparat i ruszyłam 'poopstrykiwac' miasto. A żeby było tematycznie do końca, to starałam się ująć zdjęcia w sposób, w jaki widzę rzeczywistość pod wpływem twórczości The Beatles , zupełnie jakby byli moimi szkłami kontaktowymi pokazującymi świat w stylu vintage.
zdjęcia jak gdyby 'wypstrykane' analogiem! zrobiłaś z nich prawdziwy wyntydż :)
OdpowiedzUsuńżałuję, że sama częściej z aparatem nie wychodzę na miasto.
taka 'codzienność' może być równie warta zapamiętania, jak najegzotyczniejsze wyprawy :)
postanawiam poprawę!
maddie, właśnie o taki efekt mi chodziło.. :) choć przyznam nie byłam pewna rezultatu, bo mój ekran okłamuje mnie kolorystycznie, i bałam się, że przesadzę ;]
OdpowiedzUsuńa co do miastowych wypraw.. to obiecuje, że następnym razem porywam Cię z sobą, na pewno będzie się milej pstrykać w duecie.. :)