Wyjazd do Ghany powoli się zbliża. Zostało jeszcze trochę ponad miesiąc czasu, a ja już teraz przygotowuję się bardzo intensywnie i możliwie najlepiej. Mam wrażenie, że ta przygoda z czarnym lądem właśnie się zaczęła. I choć nie jest to najłatwiejszy moment, bo wiąże się z wyrzeczeniami, z pracą ( a nawet dwiema, czy trzema;]) to nie wyobrażam sobie, by tego etapu miałoby nie być...
bo jaką satysfakcję miałabym, że się udało, gdyby wszystko było łatwe i oczywiste?
z racji wyjazdu dostałam od Bartka kompas, powiedział ' byś się nie zgubiła'
... ale to właśnie lubię najbardziej - gubić się i odnajdywać w świecie, odkrywając za każdym rogiem coś nowego...
jedyne czego bym sobie życzyła to tego 'bym się nie zgubiła' ale w własnych myślach i w własnym sercu.
Bo nie cel, ale droga jest najważniejsza.
OdpowiedzUsuńNapieraj!
Pamiętam jak o tym rozmawialiśmy...
OdpowiedzUsuńże dla jednych liczy się cel, dla innych.. dla Ciebie - droga.
I pamiętam, że wtedy chcąc się określić przed sama sobą, zastanawiałam się jak jest ze mną..
i nie potrafiłam wybrać. Coś kosztem czegoś? Noł łej!
tak więc zaliczam się do osób z TRZECIEJ kategorii, dla których droga i cel są jednakowo ważne,
bez kompromisów.
I to jest przekleństwo ;)