25 lutego 2013

Sunyani

Po nieprzespanej nocy trochę poobijana, docieram do Sunyani. Od razu widać jak bardzo różni się tu krajobraz od tego z okolic Accry. Istna pora sucha, nie czuć wilgotności w powietrzu, trawa wysuszona , spalone od słońca liście palm, gdzieniegdzie łyse drzewa. Okolica wydaje się być przyjazna, jedna duża wioska, w koło głównie drewniane domy, które ze względu na brak jakiegokolwiek socjalu, każdy musi sobie stwarzać sam. Ludzie są prości, sympatyczni, zaczepiają  mnie wykrzykując ' obroni! obroni kokomacze!'  uśmiecham się i odpowiadam 'hi obibini! obibini tutumacze!" i w tym momencie dochodzi do mnie, że mimo tej całej surowości Afryki, może być dobrze, radośnie, muszę tylko zacząć żyć na jej zasadach. Faza druga - pokora. Poznaję kraj, poznaje kulturę, wierzenia, to jak funkcjonować. Otwieram oczy, uszy, otwieram serducho, i wtedy świat który nie miał dostępu do mojej głowy, wlewa się do środka, aż przestaję słyszeć sama siebie w tym" hałasie" i chwała Bogu, bo zagłuszone zostaje wszystko to co w tej chwili nieistotne.













Ci,co nie mieli szczęścia by trafić do szkoły, zdobywają elementarną wiedzę w domu.

Dzielny dzieciak co nie płakał, przy białej ;)

'Sąsiadka' z plemienia Fafra, o czym świadczą charakterystyczne okaleczenia na twarzy. W Ghanie prawie każdy ma blizny po nacięciu. Najczęściej są to dwie kreski, jedna na jednym policzku, druga na drugim, albo obie na tym samym, kombinacji jest wiele, w zależności od plemienia. Nie rozumiem tej idei. Pytam dlaczego tak się dzieje. Okazuje się, że głównie ma być to wyraz przynależności. Mówią, że w ten sposób wszędzie na świecie poznają 'swoich'. Dochodzi do tego także wtedy gdy dziecko rodzi się chore (" bo niby dlaczego miałoby być chore?") wierzą, że przyczyną jest ' zły duch' który wypływa waz z krwią w momencie nacięcia.










'piekarnia', z której raz na jakiś czas wychodziły cztery rodzaje chleba: sugar bread, tea bread, butter bread, i corn bread. Ten ostatni był moim ulubionym, żółty, najsłodszy -smak miał dla mnie znaczenie skoro najczęściej pochłaniałam na śniadanie suchy chleb (z dodatkiem wspomnień o polskiej wędlinie i marzeń o szklance mleka. ) Jednak niezależnie od rodzaju każdy smakował jak wata,jak chleb tostowy. Ale najważniejsze że smakował,i że był!


Kupowanie chleba jak i każda inna interakcja z ganijczykami , wymagała odpowiedniego podejścia. Wiem, że muszę mieć czas, bo oni mają go zawsze(!). Nie spieszą się... no bo po co? Zresztą w ich świadomości nie istnieje coś takiego jak czas, jak strata czasu, jak pośpiech jak spóźnienie... w sumie jest to bardzo bezstresowe podejście, ale mój europejski umysł miewał z tym problem. Pokornie musiał się tego uczyć  przy każdej nawet najbardziej prozaicznej sytuacji takiej jak chociażby kupowanie.


3 komentarze: