Felix.
Uparty indywidualista. Marzyciel, który ni z gruszki ni z pietruszki oświadcza, że 'lubi Ninja' niewiedząc, że z jedną właśnie ma odczynienia;)
Od samego początku mimo różnic kulturowych dobrze się rozumieliśmy. Spędzaliśmy z sobą sporo czasu będąc nie raz jak urodzeni gawędziarze, którym artykulacja poszła w gestykulację. Robił wszystko bym ani przez chwilę nie poczuła się urażona, do tego stopnia, że nawet gdy ja wygłaszałam żale na temat zapachu mego śmierdzącego środka na moskity, Feliks uznawał, że przecież pachnie ładnie, wiedząc ze zaraz będę się nim spryskiwać. Był 'moim człowiekiem' w tym świecie, kimś kto machał z daleka, i szczerze uśmiechał się na mój widok,
kto mówił ' nie martw się' gdy coś mnie gryzło... Poznawałam Afrykę jego oczami (i może dlatego tak ją polubiłam?).
Felix kocha Ghane, i tym uczuciem mnie zarażał. Zżyłam się z nim, on zżył się ze mną.
Pożegnanie z tym człowiekiem było dla mnie najtrudniejsze z wszystkich.
fot. "jej różowa spódniczka"
Nana Agye
Przychlast mały, uwielbiał się bawić i wygłupiać, uwielbiał mambę i cukierki toffi. Usiłował nauczyć mnie Azonto, co już świadczyło o jego wierze w cuda ;) Za to nie lubił się myć, więc starsi chłopcy co jakiś czas siłą zaprowadzali go do wody. Płaczu było co nie miara, ale później łobuziak Nana przychodził czysty się przytulić i jego duży uśmiech który tak lubiłam ponownie pojawiał się na buzi. Trochę smutny gdy przyszedł czas pożegnań, ale mam nadzieje, że wyrośnie na szczęśliwego człowieka o sercu wielkim jak jego oczy.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz