Ostatnio funkcjonuje wg zasady ' dzień wolny bez roweru jest dniem straconym' ciężko jednak jest pozwolić sobie na nieograniczoną czasowo przejeżdżkę kiedy jednocześnie jest się panią domu ( nawet jeśli tą ch**ową z facebookowej społecznosci jak w moim przypadku) no i trzeba zrobić obiad...
A dziś nie dość, że ładna pogoda, to jeszcze to moje rowerowe widzi-mi-się.
Dlatego nie rezygnując z niczego i zaspokajając wszystkie swe zachcianki stawiam na niewymagającą Ghańską kuchnię, czyt. wyjmuję ryż, jajko, oliwę, i właściwie to byłoby na tyle, choć tym razem wzbogacam jeszcze obiad o brokuły.
Cały sekret tego dania tkwi w papryce, którą przywiozłam z Ghany, szkoda tylko,że nikogo nie mogę nią poczęstować... no, chyba, że jest się pozaszczepianym na żółtą febrę, dur brzuszny etc. to zapraszam, w przeciwnym razie moja papryka z woreczka, kruszona w rękach tubylców mogłaby zaszkodzić. Ja jednak cieszę się jej smakiem, który zdecydowanie różni się od tych znanych nam z sklepu. Nie zabarwia ona potrawy charakterystycznym posmakiem, a jedynie nadaje jej pikantności. Ogólnie rzecz biorąc sposób przygotowania jest dziecinnie prosty. Gotuje ryż do połowy dalej prażę go w oleju, wbijam jajko, mieszam i doprawiam wszystko papryką i solą. Proste prawda? I jak smacznie.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz