Następna stacja -Kendy. Jesteśmy na miejscu, a właściwie to nie do końca, bo przecież cały czas w drodze. Przemieszczamy się z miejsca na miejsce. I już na wstępie pytam siebie, czy jest jakiś cel? Czy tak naprawę chodzi o cel, czy o drogę? Czy może droga sama w sobie jest celem? Nie wiem, ale w Kendy łapie mnie dziwne przygnębienie, pojawiają się zwątpienia, nie czuję.. no właśnie, nic n i e c z u j ę. Nic mną nie porusza, uświadamiam sobie, że nie ma na to wszystko czasu, bo ciągle jestem w biegu do kolejnego punktu. To miejsce mnie łamie, nie mam ochoty robić zdjęć, wszystko to pojedyncze beznamiętne pstryknięcia, które dodatkowo irytują. Docieramy tam późnym popołudniem, a już z samego rana musimy wyjeżdżać jeśli chcemy wyrobić się z całą zaplanowaną trasą, no ale właśnie... chcemy? Czy ja chcę?
Szybko znajduję odpowiedź i w głowie modyfikuję cały plan. Mówię Miszowi, że rozważam rezygnację z paru punktów na rzecz dłuższego pobytu w innych, na rzecz nawiązania solidniejszych relacji z ludźmi, na rzecz komfortu funkcjonowania bez pośpiechu. I tak, ku mej ogromnej uciesze jedziemy do małej miejscowości Ella, w której zatrzymujemy się na dwa dni. Ella urzeka mnie od samego początku. Miejscowość ulokowana właściwie tylko przy jednej ulicy gdzieś pomiędzy górami, i herbacianymi dolinami. Gdzie tuk -tukarze nie mają cech prześladowczych, gdzie za autobus płacisz w zależności od trasy 10 albo 60 gr, gdzie jedzenie jest tanie jak barszcz a smakuje jak niebiańska uczta mimo że piekielnie ostra;) Docieram tam z pewnym cichym zamiarem, otóż przed wyjazdem Mateusz mówi mi, że na Sri Lance jest problem z kawą, że jest paskudna, albo nie ma jej wcale (nic dziwnego skoro króluje wszechobecna, pierwszogatunkowa herbata ) jednak w Elli jest szansa na wypicie dobrej kawy, w ' Banana Leaf' -biorę adres i jak kawoholiczka na głodzie, jeszcze plecaka nie zdjęłam, a już szukam i pytam wszystkich gdzie znajduje się to miejsce. Niestety, okazuje się, że już nie istnieje, że właściciele musieli zamknąć bo nie było dochodów.. godząc się z zastaną sytuacją na pocieszenie kupuję <Luckowe> ciastka imbirowe i zajadając się pikantnymi słodkościami odkrywam własne miejsce, gdzie dostaję kawę.. -niedobrą, ale kawę!;)
Za to cała reszta smaków i unoszących się zapachów wynagradzała tą małą niedogodność.
<codzienne składanie świeżych kwiatów w ołtarzyku buddy>
/king coconaut. Bomba witaminowa/
/Thosai - naleśniki z papką ziemniaczaną i ostrymi sosami/
niby dla turystów podawano sztućce..
ale skoro Lankijczycy jedzą rękoma, to nie zamierzałam się wybijać.
/kottu roti/
/<Luckowe> ciastka imbirowe/
Jeśli wybierasz się w podróż niech będzie to podróż długa
wędrowanie pozornie bez celu błądzenie po omacku
żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi
i abyś całą skórą zmierzył się ze światem
...
/Podróż, Z. Herbert/
wędrowanie pozornie bez celu błądzenie po omacku
żebyś nie tylko oczami ale także dotykiem poznał szorstkość ziemi
i abyś całą skórą zmierzył się ze światem
...
/Podróż, Z. Herbert/
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz