09 marca 2014

Mirissa

Turystyka niewątpliwie jest uwikłana w pamięć zbiorową, w skłonność do oglądania odwiedzanych 
przestrzeni w konkretny sposób, do kojarzenia obszarów z określonymi zespołami sensów.
 I to właśnie przewodniki takie jak Lonely Planet (choć, nie powiem -bywają pomocne) to jednak kształtują przepełnioną stereotypami wiedzę o świecie, która odpowiada w znacznej mierze za nasze turystyczne przekonania dotyczące dalekiego świata i tak choćby uznajemy, że Afryka jest dzika, Tybet mistyczny, Paryż romantyczny,a z kolei na Sri Lance Sigirija to cud świata, Mirissa to ustronna miejscowość o jednej z najpiękniejszych plaż (choć 12 km dalej są miejsca nieopisane w przewodniku, a o sto kroć cudowniejsze!) park Yale dostarczy Ci 'niezwykłych emocji płynących z obcowania z dzikimi leopardami' -i tak wszyscy kierują, się w te konkretne miejsca, po te konkretne (choć czy prawdziwe?) doznania. Podróżujemy po uszy zanurzeni w wielkiej narracji, sieci wyobrażeń o świecie, w turystycznym matriksie. Z ciężarem tej świadomości, i tego, że i ja czasem wpadam w tę pułapkę jadę do Mirissy. No i właśnie! miało być ustronnie,a w zamian otaczają mnie tłumy, które szukały również spokoju. Zmieniam taktykę, penetruję wybrzeże i okolicę na chybił trafił, dzięki czemu w ostateczności, cudowne przeżycia się mnożą, a miejsc i historii których nie wskaże przewodnik, nie brakuje.. ale o tym innym razem, póki co fundujemy sobie odrobinę lenistwa w te styczniowe dni na jednej z najpiękniejszych plaż tej wyspy. 

*W między czasie dostaję informację od niezawodnego Florczyka iż mnie nienawidzi. ;) 
-podsyła przy tym wiadomości odnośnie panujących mrozów w Polsce 
(najniższe temperatury tej zimy), a ja w zamian odpłacam mu się tymi  oto zdjęciami: 
(aby jego nienawiść była przynajmniej uzasadniona;] )

<poparzone łapki>
okiem i analogiem Misza.

*  z Florczykiem wbrew temu dalej się lubimy. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz