12 marca 2014

fishermen on sticks

Jadąc do Mirissy, Misz zachorował, dlatego plany musiały ulec zmianie.
 Na miejscu zostaliśmy dłużej by mógł wyzdrowieć. A ja w między czasie musiałam radzić sobie sama. I właściwie nie wychodziło mi to najgorzej. Jeździłam do sąsiednich miejscowości, nauczyłam się sprawnie poruszać, wiedziałam gdzie są przystanki, ile powinnam płacić na danym dystansie,  wiedziałam, że samochód jadący z melodią Mozarta wiezie świeże pieczywo, i to gdzie na plaży nocą pojawiają się ogromne żółwie morskie, wiedziałam, że wieczorami sprzedaje się turystom świeże ryby, krewetki, skorupiaki prostu z połowu.. za co ludzie płacą sporo pieniędzy, a 10 km dalej te same kraby chodzą sobie swobodnie po skałach, i każdy może sobie takiego 'upolować'.. -wiedziałam, bo całe szczęście mnie nie sparaliżowało.  Na domiar tego, uparłam się, że znajdę rozsławionych w świecie rybaków na kijach, których niegdyś sfotografował Steve Mccurry. Chodziłam, pytałam, szukałam ich po wybrzeżu. Ludzie podawali mi różne informacje, aż w końcu wstałam o świcie i ruszyłam do wskazanej miejscowości. Na miejscu okazało się, że tam nie łowią i kazano mi jechać dalej -pojechałam. I znowu rozczarowanie i kolejne sugestie by jechać dalej. Nie tracąc nadziei, jechałam w wskazane miejsce* W końcu jestem u celu, ulice puste - nie ma się czemu dziwić w końcu jest miedzy 6 a 7 rano (a  w PL między 2 a 3 w nocy), całe szczęście dostrzegam kobietę, która zamiata sklep przygotowując go do otwarcia. Pytam czy są tu rybacy?  Kobieta nie rozumie. Woła kogoś, i nagle pojawia się młody chłopak, w czapce z daszkiem, z sympatycznym łobuzerskim uśmiechem. Mówi po angielsku, więc po raz setny pytam o to samo.. na co odpowiada " dobrze, zaprowadzę Cię do nich"! - Od razu promienieję i razem ruszamy w drogę, idziemy z 15 minut, rozmawiamy, pogaduchy przerywa nam widok sterczących kijów z oceanu.. a po chwili na jednym z nich zasiada mężczyzna.. robię zdjęcia, szczęśliwa, że się udało, że zobaczyłam to czego tak uparcie szukałam. Po wszystkim idziemy na śniadanie -najpyszniejszą jajecznicę jaką w życiu jadłam. Mój nowy znajomy dba o wszystko, pyta czy jeszcze jestem głodna, czy chcę pić -niepokoiła mnie jego troska i uprzejmość.. cały czas podejrzewam, że nie jest bezinteresowny ( jakie to ograniczone myślenie, aż mi wstyd!) jednak  moje obawy były niesłuszne. Dziś wiem, że było to całkowicie bezinteresowne, przez co pokazał swoją wyższość nad niejednym 'wielkim panem' bogatszego świata.W pewnym momencie, nachyla się nade mną, i mówi: 
zdradzę Ci sekret... -to nie są prawdziwi rybacy. To biedni ludzie dotknięci katastrofą Tsunami z 2004 roku, którzy do tej pory próbują stanąć na nogi i radzą sobie jak tylko mogą... pozorują rybaków przed obcokrajowcami z nadzieja, ze coś na tym zarobią. Więc siedzą i udają że łowią, choć o tej porze roku, na takiej głębokości nie ma wcale ryb.
- zaniemówiłam.
śmiać mi się chciało ze mnie, i z tych wszystkich ludzi, którzy wierzyli w złudzenia. Jednak mimo wszystko byłam zadowolona, bo znalazłam coś znacznie cenniejszego niż to po co przyjechałam -prawdę.

*celowo nie podaję nazw miejscowości, 
by wszyscy którzy chcieliby kiedyś spotkać sławnych rybaków,
 mogli przeżyć tę całą frajdę płynącą z podchodów w docieraniu do nich;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz